Kortez: Ta miłość, której szukałem, jest we mnie [WYWIAD]
- Łzy kojarzyły mi się z ciosami, traumą i potężnymi złymi emocjami. Płakałem wtedy, kiedy czułem się odrzucony, niechciany, nielubiany - mówi w rozmowie z WP Kulturą Kortez. Z nim, aktorem Bartłomiejem Deklawą i reżyserem Danielem Jaroszkiem wspólnie rozmawiamy o projekcie "Bumerang".
Choć letnia ZORZA wspierana przez T-Mobile dobiegła już końca, jej emocje nie znikają. Jesienią festiwal przeniósł się do galerii Zodiak, prezentując Stany Skupienia – platformę łączącą muzykę, film i sztuki wizualne. To przestrzeń, gdzie "Bumerang" Korteza spotyka wizualną interpretację, a publiczność może na nowo doświadczać emocji festiwalu, tym razem w ciszy galerii, w dialogu z twórcami i ich sztuką.
***
Bartosz Sąder: Daniel, najpierw pojawiła się wizja filmu i szukania do niego odpowiedniej muzyki czy "Bumerang" rozpoczął się od piosenek?
Daniel Jaroszek: Najpierw powstał pomysł, żeby stworzyć opowieść wizualną do muzyki, później padł wybór konkretnie na płytę "Bumerang" Korteza... To brzmi jak najgorsza anegdotka na świecie, ale naprawdę, kiedy po raz pierwszy zadzwonił do mnie Dawid z propozycją zrobienia filmowej interpretacji do jednego z koncertów na ZORZY, to słuchałem właśnie tego krążka na winylu.. A później to już poszło...
Kortez, album "Bumerang" był już dziełem skończonym. Oddałeś go ludziom 10 lat temu. Nie bałeś się przy okazji ZORZY oddać swojego debiutanckiego dziecka w ręce kogoś innego?
Kortez: Pamiętam, że jak pierwszy raz spotkałam się z Danielem, to miał takie szaleństwo w oczach, które ja rozumiem i lubię, więc dlatego chyba nie bałem się podjąć tych kroków.
"Wiedźmin". Serialowy Jaskier: "To, że Henry odszedł z serialu, nie oznacza, że odszedł z naszego życia"
Jesteście po festiwalu, ale wciąż organizowane są specjalne pokazy. Jak publiczność reagowała na ten projekt?
Daniel: Myślę, że każdy z nas widzi te reakcje zupełnie inaczej. Pamiętam jak podczas pierwszego koncertu na trasie publiczność stała w deszczu i w pełnym skupieniu oglądała to co działo się na scenie. Piękne to było, że przez pierwsze dwie piosenki ludzie głośno klaskali. Potem było już ciszej, aż w końcu zapadła absolutna cisza. Publiczność stała zapatrzona w ekran. To robiło ogromne wrażenie.
Bartłomiej Deklawa: Ja miałem przyjemność dołączyć do zespołu Korteza na scenie w Warszawie. Wyszliśmy razem z resztą obsady na końcu koncertu ukłonić się publiczności. To niesamowite uczucie patrzeć na tak poruszonych festiwalowiczów, chyba nigdy nie wyobrażałem sobie, że moja aktorska przygoda zaprowadzi mnie w takie miejsce.
Kortez: Po koncercie w Poznaniu dostałem kilka wiadomości od różnych osób, którzy podkreślali, że dzięki temu, że padał deszcz, mogli sobie pozwolić na płacz. Nikt się nie krygował, nie wstydził, bo dzieliła ich ta zasłona kropli z nieba. Ten projekt naprawdę poruszył ludzi.
A chcą rozmawiać? Ja po seansie miałem ochotę naprawdę bardzo długo dyskutować.
Kortez: Zdecydowanie! Cieszy nas to, że film porusza i zachęca do rozmów, refleksji i wymiany zdań.
Daniel: W przypadku naszego filmu, rozmowa jest podstawą. I tylko cieszyć się, kiedy nasza praca wywołuje właśnie takie emocje. Taki był też nas zamysł, żeby sztuka inspirowała sztukę, ale też zachęcała do rozmowy, żeby można było ją interpretować na różne sposoby.
Bartek, Twoja rola w "Bumerangu" wydaje się bardzo wymagająca. Domyślam się, że na planie lub po zakończeniu zdjęć musiałeś zmierzyć się z ogromnymi emocjami?
Bartłomiej: Muszę przyznać, że miałem wiele momentów, gdzie projekt bardzo mnie poruszył. Zarówno po przeczytaniu scenariusza, jak i zakończeniu zdjęć. Zarówno historia filmu, jak i płyta Korteza skłoniły mnie do wielu przemyśleń i sprawiły, że praca nad tą rolą była wielowątkowa i dawała wiele możliwości.
Oczywistym elementem łączącym zarówno płytę jak i jej filmową interpretację jest relacja ojca z synem. Jak Wy ze swojej perspektywy patrzycie na tę ważną więź?
Kortez: Mam trzech synów i to naprawdę cudowne, jaką relację mogę z nimi budować. Pewnie popełnię w życiu jeszcze wiele fakapów jako ojciec, tak jak popełniali je moi rodzice. Natomiast staram się być blisko nich. Bo przyznam się, że dopiero przy nich poczułem, że we mnie też nadal jest taki mały chłopiec. Z nimi mogę robić świetne rzeczy. Pewnie gdybym nie był ojcem, na wiele bym sobie już w moim wieku nie pozwalał. A dzięki synom nadal szaleję, układam z nimi klocki i przeżywam przygody, które uwielbiałem jako dziecko. Dzieci widzą świat inaczej.
Czego można się od nich nauczyć?
Kortez: Każdy z moich synów daje mi coś innego i czegoś zupełnie innego się od nich uczę. Każdego dnia mi przypominają, jaki muszę być. W nich widzę najbardziej, jak się zmieniają, kiedy się od nich odsuwam, bo mam za dużo na głowie. Wtedy oni też się odsuwają. Kiedy jestem z nimi blisko, to oni też chcą tej relacji. To niby są takie ogólniki, a jednak o nich często zapominamy. Staram się słuchać moich chłopaków. Jasne, fajnie jest mieć obok siebie starszego człowieka, który doradzi ci w życiu, ale nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile mądrości dają mi moi synowie.
To oni nauczyli mnie, że ta miłość, której tak bardzo szukałem, jest tak naprawdę we mnie. To mnie naprawdę wzrusza tak bardzo, że zdarza mi się zapłakać. Nie robiłem tego nigdy wcześniej. Łzy kojarzyły mi się z ciosami, traumą i potężnymi złymi emocjami. Płakałem wtedy, kiedy czułem się odrzucony, niechciany, nielubiany. Dzieci kochają cię wielką miłością, a ty nie zapominaj, że na tę miłość musisz sobie zasłużyć.
Bartłomiej: Ja, chociaż wcielam się w postać ojca, obserwowałem tę historię z perspektywy syna. Daniel, powierzając mi tę rolę, musiał widzieć coś, czego ja wcześniej w sobie nie dostrzegałem. I miał rację, ponieważ moje życiowe doświadczenia, pozwoliły mi zrozumieć pewne zachowania mojego bohatera. Nie spodziewałem się, że moja wrażliwość to uniesie.
Kortez, pewnie się domyślasz, że dla wielu fanów to już krążek wręcz kultowy. Nie bałeś się, że ta filmowa interpretacja odbije się na tobie i ludzie się wściekną?
Kortez: Nie, nie bałem się. Wiesz, zawsze jest ryzyko, że ktoś się obrazi, że ktoś nawymyśla. Ale dla mnie muzyka nie jest eksponatem w muzeum, tylko czymś żywym. Jeśli czuję i jeśli widzę możliwość przełożenia tego na inny język - filmowy, teatralny, jakikolwiek - i pojawia się człowiek, który ma w sobie pasje, nie będę tego zatrzymywał, bo jeśli coś porusza, to głupotą byłoby to gasić. A jeśli ktoś się wścieknie… No trudno, to znaczy, że mu zależy. To też emocja.
Do wszystkich: jesteście w ogóle zdania, że artysta może robić ze swoim dziełem, na co ma tylko ochotę, czy jak już oddał je ludziom, to wtedy należy ono już do nich?
Kortez: Myślę, że to nigdy nie jest czarno-białe. Każdy ma prawo do swojego dzieła, bo to jego życie, jego serce. Ale kiedy to już wychodzi do ludzi, to zaczyna należeć trochę do nich. Oni biorą to do siebie, nadają własne znaczenia. I ja już wtedy nie mam kontroli. I dobrze.
Daniel: Dla mnie sztuka to proces, który cały czas trwa. Raz pokazane dzieło może wracać w nowych kontekstach i pobudzać kolejne pomysły. To było też w duchu ZORZY, żeby wyjść poza samą muzykę i sprawdzić, jak różne formy sztuki mogą się ze sobą spotykać i wzajemnie napędzać.
Bartek i Daniel, wy mogliśmy obserwować całość z perspektywy widza. Opowiedzcie, jak czuliście się, stojąc w tłumie z festiwalowiczami.
Daniel: To wyjątkowe uczucie, energia festiwalowej publiczności była zupełnie inna niż ta na sali kinowej, a muzyka grana na żywo sprawia, że obraz nabierał innego wymiaru.
Kortez - Bumerang (Official Audio)
Bartłomiej: Ja byłem trochę speszony. Poza tym zobaczyłem, jak nasz film świetnie działał z muzyką na żywo i ujęciami na zespół. Ta synergia sprawdziła się kozacko. Aha, i usłyszałem kilka tak mocnych komentarzy od widzów po, że byłem w szoku. Jak głęboko przeżyli ten koncert i tę historię. Dziękowali. Potem pomyślałem, że o tę wymianę chodzi, to jest sens tego, co robię.
Po tylu edycjach Zorzy możemy powiedzieć na pewno jedno: te spotkania z publicznością wywołują skrajne emocje. Jedni uważają, że to materiał naładowany za bardzo emocjami i nie pasuje na festiwal. Jak wy odbieracie takie komentarze?
Daniel: Na pewno ten obraz jest bardzo emocjonalny i dla wielu osób na festiwalu może być zaskoczeniem. Zdajemy sobie też sprawę, że nie dla każdego będzie to komfortowe miejsce do jego obejrzenia. Dlatego w każdym mieście organizowane były dodatkowe kameralne pokazy w kinach studyjnych.
Kortez: Takie komentarze są naturalne. Bo jeśli coś sięga głęboko w emocje, zawsze dzieli. Jedni płaczą, a inni wolą lżejszy klimat i dla nich to za dużo. Ale ja myślę, że to dowód, że coś naprawdę działa, bo obojętność byłaby najgorsza. Dla mnie to, że ktoś wychodzi roztrzęsiony albo że nie może zasnąć po koncercie, to znaczy, że to dotarło.
Są też tacy, co uważają, że festiwale wcale nie muszą być jedynie skoczną potańcówką i takiego chillu często brakuje pod sceną.
Kortez: Festiwal nie musi być tylko zabawą i piwem pod sceną. Cisza też ma swoją siłę. Ten moment, kiedy tłum milknie i zostaje samo napięcie, to czasem mocniejsze niż największy hit.
Bartek: Wszystkie te opinie są ciekawe. Różnimy się i różnie odbieramy treści. Mamy też różne oczekiwania. Dla kogoś, kto przyszedł się zrelaksować i traktuje festiwal jako przyjemny eskapizm, nasz film może nieprzyjemnie zaskoczyć, bo opowiada trudną historię i nie jest łatwy w odbiorze. Inni wychodzą zadowoleni, właśnie dlatego, że jest przejmujący. Często płaczą. Poza tym może skłonić do interesujących i ważnych przemyśleń.
Spotkaliście się z ludźmi z całej Polski w wakacje. To rzeczywiście było tak, że w każdym mieście publiczność na Zorzy miała całkowicie inną energię?
Kortez: W każdym mieście była inna energia, to czuć od pierwszych minut. W jednym ludzie są bardziej nieśmiali, w innym od razu krzyczą, tańczą. Ale zawsze jest ten moment, kiedy to się wyrównuje, kiedy wszyscy łapiemy ten sam rytm i wtedy zapada cisza.
Daniel: Coś w tym jest, ale wpływa na to wiele czynników, takich pogoda, godzina koncertu czy osobiste historie odbiorców. W Gdańsku na przykład koncert Korteza odbywał się w godzinach późniejszych niż zwykle i światło było już zupełnie inne. Wyglądało to, jak wielkie piękne kino plenerowe.
"Bumerang" był wielkim przeżyciem dla fanów z całej Polski. Jedni czują jednak lekki niedosyt. Czy wraz z ostatnim koncertem Zorzy film całkowicie zniknie?
Daniel: Tak, wiemy, że jest sporo osób, które miałyby ochotę zobaczyć "Bumerang" ponownie, albo po prostu nie zdążyły wpaść na ZORZĘ. Wersja festiwalowa, z muzyką na żywo, nie wróci - to był jedyny taki moment. Projekt będzie dalej funkcjonował, ale już nie w wersji festiwalowej, W jakiej postaci pojawi się po raz kolejny, pozostanie jeszcze na chwilę tajemnicą.