Spektakl "Un-packing". Dziś na takie treści jest miejsce tylko w odważnym teatrze
W upiornej rekonstrukcji historycznej "żołnierze wyklęci" mordują białoruską ludność. Kalwat zrobiła porażający spektakl o tym, jak Polska nie radzi sobie ze swoją historią i współczesnym tematem uchodźstwa.
Najnowszy spektakl Katarzyny Kalwat, wspólna produkcja Wrocławskiego Teatru Współczesnego i Teatru Dramatycznego z Warszawy, to political fiction, najwyraźniej ulubiony gatunek Mikity Iłynczyka, autora dramatu, na podstawie którego powstało to przedstawienie.
Selfie z uchodźcą
Rzecz dzieje się w Polsce w 2029 roku, tuż przed kolejnymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Ale to już nie ta sama Europa, co dziś: nie ma w niej Węgier i Słowacji, a i Polska jest na najlepszej drodze do polexitu.
Główną bohaterką jest polityczka, która próbuje zdobyć poparcie lewicowych wyborczyń i wyborców, grając kartą emigrancką. I choć wygłasza kwestie, które w gruncie rzeczy można uznać za ciekawe propozycje rozwiązania wielu problemów, wynikających z kryzysu uchodźczego, szybko okazuje się, wcale nie wierzy w to, co mówi. To tylko sztuczna poza na potrzeby kampanijnej propagandy - jej najbardziej znamiennym symbolem jest groteskowy wywiad z polityczką, nakręcony z osobami uchodźczymi z Białorusi stojącymi w tle.
Sytuacja się jednak mocno komplikuje, kiedy media odkrywają, że przodek polityczki mordował po wojnie ludność prawosławną na Podlasiu. Ten twist pozwala na spojrzenie z zupełnie innej strony na bohaterkę, na postawy Polek i Polaków, na skomplikowaną historię i trudną współczesność.
Penis jako wróg
Pod płaszczykiem polityczno-obyczajowej historii Iłynczyk zawarł w swoim dramacie błyskotliwą, mocno uciekającą od stereotypów, analizę obecnej sytuacji na świecie. Skupia się na jednym z najważniejszych współczesnych problemów: kryzysie uchodźczym i zadaje trudne pytania o statusie osób imigranckich. Odwołując się do współczesnego dyskursu filozoficznego i etycznego, zastanawia się np. nad skomplikowanymi konsekwencjami krzyżowania się we współczesnej Europie różnych dyskursów, np. feminizmu i multi kulti.
W bardzo mocnej scenie rozmowy białoruskiego imigranta i neokonserwatywnego Polaka, ten drugi udowadnia pierwszemu, że jego największym wrogiem jest jego własny penis: może nieść poważne zagrożenie dla miejscowych kobiet, a jednocześnie, na dodatek, być narzędziem reprodukcji. A ta budzi lęk jeszcze większy niż indywidualny - zbiorową obawę przed zmianą demografii i zdominowanie miejscowej ludności przez powiększającą się grupę "obcych".
Dziesiątki słów na określenie smutku
Iłynczyk porusza się też sprawnie na poziomie bardzo krytycznego dyskursu kulturowego. W przewrotny sposób odnosi się do "narzuconego" przez osoby uchodźcze ze Wschodu "cancellowania" rosyjskiej, imperialnej, kultury i sztuki. Polski neokonserwatysta pyta uchodźcę, co w zamian fala białoruskiej emigracji przyniosła polskiej kulturze.
I natychmiast dostaje wymowną odpowiedź: Białorusin robi Polakowi zawrotny w swej performatywnej formie - można się tu doszukiwać referencji choćby do słynnego teledysku Boba Dylana, w którym artysta pokazywał kolejne słowa piosenki, wypisane ręcznie na kawałkach kartonu - wykład z bogactwa języka białoruskiego. Okazuje się, istnieje w nim kilkadziesiąt słów, które określają najróżniejsze stany, na które w języku polskim jest tylko jeden wyraz: "smutek". Bogactwo "obcych" kultur jest ogromne - zdaje się mówić autor dramatu - ale trzeba chcieć się z nimi zapoznać, a nie z gruntu uznawać je za gorsze i prymitywne.
Pomóżcie obalić dyktaturę
Duży ładunek emocjonalny mają w spektaklu Kalwat fragmenty oparte na faktach - poruszająco brzmią ze sceny prawdziwe opowieści osób z Białorusi, pokazujące prawdę o sytuacji w ich ojczyźnie. Można od nich usłyszeć historie o wieloletnich wyrokach więzienia za zwykły internetowy komentarz, milicyjnych torturach w komisariatach, poniżających praktykach stosowanych przez służby mundurowe i państwowe instytucje - o różnych sposobach okrawania przestrzeni wolności, indywidualnej i zbiorowej.
A apel do Polek i Polaków, który w pewnym momencie brzmi ze sceny, jest w pewnym sensie bardzo mocną prowokacją, ale taką, z której logiką trudno jest dyskutować. Nie chcecie nas tu? - pytają niemal wprost polskiej widowni osoby z Białorusi. To pomóżcie nam odzyskać wolność w naszym kraju. On jest przecież tak blisko - to tylko trzy godziny jazdy z Warszawy. Kiedy przy waszym wsparciu obalimy dyktaturę, natychmiast wyjedziemy, natychmiast wrócimy do siebie.
Groteskowy teatrzyk o polskim ludobójstwie
Ale w jeszcze bardziej dramatyczny i bolesny sposób brzmią w tym spektaklu historie z przeszłości. Przede wszystkim ta o brutalnych morderstwach, gwałtach i wysiedleniach, które na wschodnich kresach dawnej Rzeczpospolitej odbywały się zaraz po drugiej wojnie światowej.
Ludobójstwo na Wołyniu? Nie, nie. W tym spektaklu historia pokazywana jest przecież z zupełnie innego punktu widzenia. To opowieść o wysławianych w Polsce nieustannie "żołnierzach wyklętych", pacyfikujących krwawo i bezlitośnie białoruskie wioski na Podlasiu.
Zajmując się tym wątkiem, Kalwat tworzy na scenie sekwencje porażające formą i wymową: prawicowy wujek urządza w domu bohaterki upiorną rekonstrukcję historyczną. Uchodźczyni i uchodźca z Białorusi zostają zmuszeni, żeby w tym koszmarnym teatrzyku, który Kalwat z pełną świadomością przewrotności tego mechanizmu przeprowadza na scenie, odgrywać role mordowanych przez Polaków prawosławnych mieszkańców Podlasia. Reżyserka ryzykuje dużo, ale wygrywa, budując sceny, które niemal mrożą krew w żyłach.
Na takie historie nie ma dziś miejsca w polskich mediach, nawet tych liberalnych, nie ma miejsca w polskiej szkole, polskim kościele, nie ma miejsca na historycznych konferencjach, organizowanych pod patronatem oficjalnych instytucji. Nie ma miejsca na wykpionych w spektaklu festiwalach rekonstrukcji historycznych.
Wygląda na to, że dziś na takie treści miejsce jest już tylko w teatrze (i książkach, wydawanych od czasu do czasu przez prywatne wydawnictwa) - najnowszy spektakl Katarzyny Kalwat znakomicie to miejsce wypełnia.
Mikita Iłynczyk, Un-packing, reż. Katarzyna Kalwat, Wrocławski Teatr Współczesny / Teatr Dramatyczny, Warszawa
Przemysław Gulda dla Wirtualnej Polski